PL

 

Przyjechaliśmy do Trenczyna w czwartek po południu, zapoznaliśmy się z gospodarzami, obejrzelismy okolicę i zajrzeliśmy we wszystkie kąty ośrodka. A było w co zaglądać, bo gmach jest wręcz gigantyczny! Zwykle to akademik mogący pomieścić, na oko, półtora tysiąca studentów. Uczestnicy naszego obozu zajęli jakieś dwa piętra, reszta albo stoi pusta albo zajęta jest przez instudentów – ale co oni robią w akademiku w wakacje... nie mamy pojęcia J.

Okolica jest ładna, spod samego ośrodka gór nie widać, ale z balkonów naszych pokojów – jak najbardziej.

 

Kazdy dzień, patrząc na program obozu, może wydawać się zaplanowany co do minuty, ale w rzeczywistości tak nie jest – my, Polacy, zawsze potrafimy znaleźć dla siebie chwilę bądź dwie wolnego czasu. A czasem dwie godziny J.

Wczoraj byliśmy w trenczyńskim zamku – ciekawe miejsce z ciekawą histotorią. A wieży w górnej części zamku roztaczał się cudowny widok na panoramę Trenczyna.

 

Dziś mamy w planie zawody sportowe, ale zdecydowaliśmy się zamiast nich zrobić próbę do naszego wieczoru polskiego. A to już jutro!!

 

25.07.2010

 

Dziś jest wielki dzień – nasz wieczór narodowy. Coś do czego przygotowywalismy się od samego początku tu, na obozie, oraz wcześniej, przed wyjazdem. Od dłuższego czasu urządzaliśmy próby i staralismy się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Aby wypełnić nam czas, zabrano nas do zamku Bojnice – klimatycznej warowni położonej w bardzo malowniczej okolicy. Dowiedzielismy się co nie co o jego historii i przywieźlismy tony zdjęć. Niestety, ponieważ zaczął padać deszcz, plan z wypadem do zoo i na basen nie wypalił. Wrócilismy wcześniej do pokoi.

 

Na naszym polskim wieczorze narodowym cała grupa spisała się wyśmienicie.

Przedstawailiśmy nasz kraj w formie programu telewizyjnego – z filmami, wywiadami,wiadomościami. Ale bez reklam J

Nie zaliczyliśmy żadnej wpadki, wszyscy wywiązali się ze swoich obowiązków, a widownia wydawała się być zadowolona. Po wszystkim przybyła do nas dyrekcja, pogratulowała występu, choć dość oszczędnie w słowach... Jednak wszystko wynagrodziły nam zadowolone miny naszych opiekunów J

 

26.07.2010

 

Dziś w planach wycieczka do stolicy śłowacji, Bratysławy, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Tam wysłachaliśmy długiego wykładu na temat początków i celów programu „Youth In Action” („Młodzież w działaniu”), dzięki któremu powstał nasz tegoroczny obóz.

Po wykładzie wrócilismy do internatu.... a, warto jeszcze wspomnieć, że Maciek udzielił wywiadu lokalnej trenczyńskiej telewizji. J Brawa dla naszej gwiazdy!

 

27.07.2010

 

Zawody sportowe. Z tych, które miały być w niedzielę musieliśmy zrezygnować z powodu prób do naszego polskiego wieczoru narodowego. Ale do dzisiejszych przystąpiliśmy i bawiliśmy się przednio J  Do południa zawody we wioślarstwie (w których swietnie spisał się duet Alina-Krzysiek) a po południu mecze w hockeya na hali i w koszykówkę...

W hockeya wygraliśmy bezlistośnie pokonując drużynę litewską. Ale rewanż w koszykówkę przegralismy...

 

Po kolacji i odświeżeniu sie przyszedł czas na wieczór czeski. Było wesoło, zauważyliśmy nawet parę elementów ich występu „zainspiraowanych” naszym wieczorem...

 

28.07.2010

 

Zaraz po porannej toalecie i rozgrzewce wyjechaliśmy autobusem do fabryki szkła w Lednicke Rovne. Szkło ładne, owszem, ale chyba nie powiedziałbym, że tajniki jego produkcji leżą w kregu naszych zainteresowań... Tak czy inaczej – byliśmy, zobaczyliśmy, pojechaliśmy dalej. Tym razem na farmę ekologiczną w Cervenym Kamenu, gdzie mieliśmy okazję spróbować naturalnie wytwarzanego sera wiejskiego. Po krótkiej prezentacji połączonej z degustacją, wyruszyliśmy na połtoragodzinną pieszą wędrówkę w Cervenego Kamena do schroniska / restauracji Vrsatec. Nawet nie odczulismy zmęczenia, bo wędrowaliśmy pośród tak pięknych krajobrazów, że aż zapierało dech w piersiach. U celu zjedliśmy typowy słowacki obiad... coś mięsopodobnego i RYŻ.

 

29.07.2010

 

Do południa, zaraz po śniadaniu i rozgrzewce poszliśmy pracować w grupach. Po obiedzie ybraliśmy się na cudowną wycieczkę do pewnego uzdrowiska Trencianskie Teplice. Było to mała, malownicza miejscowość oferująca kąpiele w ciepłych źródłach. Tych akurat nie mielismy okazji zażyć, bo nasza wycieczka opiewała tylko zwiedzanie hotelu, gdzie te źródła się znajdowały. Było niesamowicie interesująco, ale później okazało się, że nie to było gwodździem programu – zaraz po zwiedzaniu uzdrowiska przejechaliśmy się najprawdziwszym tramwajem!

Okazało się jednak, że to nie koniec niespodzianek: na kolację podano nam, zamiast tradycyjnego ryżu z kminkiem, ziemniaki i panierowanego kalafiora! Co za emocje!